W światowej historii tenisa najbardziej spektakularną przemianą z komandosa w trenera jest oczywiście przypadek Nicka Bollettieriego. Okazuje się, że podobne koleje życia miał też jeden z graczy, a później uznany trener i szanowany działacz na polskim Górnym Śląsku…
Jerzy Henryk Dyrda urodził się 20 sierpnia 1906 roku w Świętochłowicach. 22 lata później w jego życiu miały miejsce dwa ważne wydarzenia: w Warszawie uzyskał dyplom Wyższej Szkoły Handlowej, a w swoim rodzinnym mieście założył 1. Klub Tenisowy, któremu później prezesował, ale i sam w jego barwach często występował na korcie.
W latach 30. był zatrudniony w przemyśle górniczo-hutniczym na Śląsku. Zbliżająca się wojna sprawiła, że został zwolniony ze służby wojskowej na rzecz pracy w przemyśle na potrzeby obronności, jako z-ca naczelnego dyrektora w Centrali Żelaza i Stali w Katowicach. Mimo to, będąc oficerem rezerwy zgłosił się na ochotnika do wojska i do 22 września brał udział w kampanii 1939 roku. Po kapitulacji wraz ze swoim oddziałem przedostał się na Węgry, do obozu internowania w fortecy Eger. W lipcu 1940 roku udało mu się zbiec do Francji, a stamtąd – po klęsce wojsk francuskich – jednym z ostatnich statków trafił do Wielkiej Brytanii.
Dobra znajomość języków obcych (niemieckiego, francuskiego i angielskiego) spowodowała skierowanie go do sztabu 1. Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej, gdzie wkrótce został adiutantem jej dowódcy, opromienionego bohaterską obroną prawobrzeżnej Warszawy w 1939 roku pułkownika Stanisława Sosabowskiego. Przeszedł też szkolenie spadochronowe i kurs lotniczy w RAF-ie. W grudniu 1943 r. wraz z Sosabowskim przebywał na zaproszenie tamtejszych wojsk powietrzno-desantowych w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykonał cykl skoków z amerykańskimi spadochroniarzami.
We wrześniu 1944 jako osobisty adiutant i oficer do specjalnych poruczeń nomen omen porucznik Dyrda towarzyszył też Sosabowskiemu, już generałowi, podczas bitwy pod Arnhem. Zajmował się m.in. przesłuchiwaniem wziętych do niewoli żołnierzy niemieckich. Przede wszystkim jednak wziął udział – jako jedyny obok swego dowódcy Polak – w osławionej odprawie w Valburgu, podczas której Anglicy usiłowali winą za niepowodzenie operacji „Market-Garden” kompletnie bezpodstawnie obarczyć dowództwo 1. PSBS. A tymczasem to przecież oni, a konkretnie słynny marszałek sir Bernard Law Montgomery, zaplanowali tę akcję na „o jeden most za daleko”, co doprowadziło do przedostatniej na froncie zachodnim (przed bitwą w Ardenach) porażki aliantów w II wojnie światowej.
Po jej zakończeniu Jerzy Dyrda przebywał jeszcze w 1945 roku wraz z brygadą na terenie Niemiec w składzie wojsk okupacyjnych. Do kraju wrócił w 1946. I od razu wstąpił do sekcji tenisowej katowickiej Pogoni. Miał już 40 lat, więc siłą rzeczy oprócz samego grania w tenisa zainteresował się także jego stroną teoretyczną i szkoleniową, a także – jak przed wojną – organizacyjną. Nie na długo jednak… Jak wielu kombatantów wojsk polskich na Zachodzie, w 1949 roku aresztowano go pod sfingowanym zarzutem szpiegostwa na rzecz W. Brytanii i USA. Dopiero dwa lata później, po 5-dniowej rozprawie przed sądem wojskowym, został skazany na 5 lat więzienia. Na szczęście wyrok nie uzyskał mocy prawnej i 2 lipca 1951 roku Jerzego Dyrdę uwolniono od zarzutu zbrodni szpiegostwa.
I dopiero po wyjściu na wolność mógł wreszcie na dobre rozwinąć skrzydła w tenisie. Jego Pogoń po fuzji z Baildonem nazywała się wtedy Stal Katowice (do 1956). Ówczesny prezes klubu Henryk Jonszta namówił go do stworzenia i prowadzenia szkółki tenisowej. Wraz z Erykiem Ślossorzem i Walentym Bratkiem, a potem i Jadwigą Jędrzejowską, zaczęli w Polsce wówczas pionierską metodyczną pracę z dziećmi (najmłodsze miały 10–11 lat). Już po kilku latach wychowankowie szkółki Baildonu weszli do krajowej czołówki juniorów. W 1961 roku zdobyli nawet drużynowe mistrzostwo Polski w tej kategorii wiekowej.
Jednocześnie Jerzy Dyrda pełnił społecznie liczne funkcje w zarządzie klubu. Był bardzo ważnym ogniwem organizacji Międzynarodowych Mistrzostw Polski – sztandarowej imprezy rozgrywanej na kortach Baildonu. W wielu przypadkach jego osobiste kontakty (nie bez znaczenia była tu znajomość języków) doprowadziły do przyjazdu do Polski światowej klasy zawodników. Łączyła go na przykład bliska znajomość z słynnym australijskim trenerem Harrym Hopmanem.
Zawsze znajdował też czas na poszerzanie swej wiedzy o tenisie, nie tylko gromadząc liczne zagraniczne książki czy podręczniki itp. (miał ich chyba największą w kraju kolekcję), ale i samemu pisząc czy tłumacząc. Spod jego ręki wyszły m.in. takie pozycje, jak: „Psychologia tenisa”, „Chwyty rakiety w tenisie wyczynowym” czy „Gra na korcie drewnianym”, a wygłoszony w 1954 r. na międzynarodowej konferencji w Sopocie referat pt. „Szkolenie tenisa ofensywnego” został uznany za obowiązujący dla programu nauczania we wszystkich krajach „demokracji ludowej”.
Pod koniec życia Jerzy Dyrda doczekał Polski demokratycznej bez cudzysłowu. Już w latach 70. i 80. próbował walczyć o dobre imię naszych żołnierzy spod Arnhem (poniżej zamieszczamy przetłumaczony tylko tu na polski jego obszerny artykuł w tej sprawie). A w 1990 roku został jednym z założycieli VII Oddziału Katowice (im. J. Dyrdy) Związku Polskich Spadochroniarzy. Był jego dożywotnim prezesem honorowym. Zmarł 3 stycznia 1996 roku w Katowicach. Spoczywa tam na cmentarzu parafialnym przy ul. Plebiscytowej.