Tenis na wózkach

Tenis nawet bez wózka jest jedną z najtrudniejszych dyscyplin sportu; jedną z tych, których nie można się nauczyć samemu. Wie o tym każdy, kto próbował naśladować Agnieszkę Radwańską, Wojciecha Fibaka albo – ostatnio – Igę Świątek. Wszystko wydaje się takie małe: i piłka, bo trudno ją trafić rakietą, i kort, bo piłka ciągle ucieka gdzieś daleko za linię. Tylko siatka jest olbrzymia. Tak wysoka, że zatrzymuje każdą piłkę, która akurat nie leci w aut...

A teraz przesiądźmy się na wózek. Zapomnijmy o oburęcznym bekhendzie, który wybacza więcej błędów niż jednoręczny. Jeśli gramy prawą ręką, to lewa będzie nam potrzebna do kierowania wózkiem. Trzeba gwałtownie przyśpieszyć, nagle zahamować, ostro skręcić albo nawet zawrócić. Chwila zawahania czy drobny błąd techniczny i piłka – chociaż może odbić się od kortu nie raz, a dwa razy – ucieka poza zasięg naszej rakiety. Punkt dla rywala.

Jedni najpierw jeździli na wózku, bo jakiś gen nie zrozumiał się z drugim, a diagnoza zabrzmiała jak wyrok. W tenisa nauczyli się grać, żeby normalnie żyć. Nie zamykać się w czterech ścianach, nie zamęczać siebie i najbliższych czarnymi myślami, nie wyzywać losu od najgorszych, nie rozczulać się nad sobą.

Inni byli zdrowi. Mieli marzenia, plany, pasje, wszystko. Do czasu, kiedy zdarzył się wypadek. Po odzyskaniu świadomości od razu zaczęli zadawać sobie pytania: „Dlaczego?”, „Dlaczego właśnie ja?”, „Za co?”… Nikt nie zna odpowiedzi.

Nie odpowiedzią, ale radą stał się sport. W ich przypadku tenis. Trenują, marzą o sukcesach, cieszą się ze zwycięstw, wkurzają po porażkach, przeżywają chwile zwątpienia i uniesień. Żartują, śmieją się, smucą, złoszczą. Żyją.

Pierwszy w Polsce mecz tenisa na wózkach odbył się najprawdopodobniej w 1993 roku. Sopocki pojedynek pomiędzy Klausem Salzmanem a Piotrem Jaroszewskim miał wprawdzie charakter pokazowo-towarzyski, lecz trudno przecenić jego znaczenie dla przyszłości tej dyscypliny. Austriak należał wówczas do czołówki światowej, w rankingu ITF zajmował miejsce w drugiej dziesiątce. Polak natomiast miał za sobą wiele obiecującą karierę badmintonisty, przerwaną przez poważny wypadek.

Rok później, z inicjatywy red. Zbigniewa Chmielewskiego i Stanisława Szczukiewicza, odbyło się zebranie założycielskie Polskiego Towarzystwa Tenisa na Wózkach, które formalnie rozpoczęło działalność 2 stycznia 1995, ale pierwsze mistrzostwa kraju rozegrano jeszcze w sezonie 1994. W 1998 roku PTTnW przekształciło się w Polski Związek Tenisa na Wózkach, który jako samodzielna organizacja działał przez 15 lat. Następnie, w okresie przejściowym, ruchem zarządzało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wspierania Tenisa Ziemnego na Wózkach (główne role grali w nim Grzegorz Dmeński, Włodzimierz Wapiński i Mirosław Korcz), aż do momentu kiedy – w wyniku decyzji na szczeblu rządowym – „wózkarze” znaleźli się w strukturach Polskiego Związku Tenisowego.

Największymi do tej pory sukcesami polskiego wheelchair tennisa pozostają 3 medale drużynowych mistrzostw świata mężczyzn – srebrny w 2004 oraz brązowe w 2001 i 2006. Trenerami, którzy przyczynili się do tych sukcesów, byli Witold Meres i Rafał Paluch. W 2017 roku biało-czerwoni zajęli czwarte miejsce. Dlaczego to sukces porównywalny nawet z pozycją na podium,  tak wyjaśnili to Kamil Fabisiak, Tadeusz Kruszelnicki i Krzysztof Brezyna w rozmowie z magazynem „Tenisklub”: Graliśmy pod presją, że jeśli jednemu z nas coś pójdzie nie tak, to koniec marzeń, spadamy z mistrzostw świata. Większość ekip przyjechała z całymi sztabami: trenerami, masażystami, specjalistami od odnowy biologicznej, psychologami. Tam reprezentacja pracuje razem. A u nas? U nas była tylko atmosfera i dobre chęci. Spotykamy się na lotnisku i jesteśmy zdani sami na siebie. Pospolite ruszenie to już za mało…

Najbardziej utytułowanym na arenie międzynarodowej polskim tenisistą-wózkarzem jest Tadeusz Kruszelnicki: finalista Australian Open (2001 i 2006), półfinalista Australian Open (2003) i Roland Garros (2002, 2003 i 2005), ćwierćfinalista igrzysk paraolimpijskich (2004) w singlu oraz finalista Australian Open (2001) i US Open (2002 i 2006) w deblu. W rankingu ITF był sklasyfikowany na 3. miejscu w singlu (kwiecień 2006) i 5. w deblu (czerwiec 2003). Wśród kobiet Agnieszka Bartczak-Wysocka to jedyna polska zawodniczka tenisa na wózkach uczestnicząca w Paraolimpiadach (Ateny 2004 i Pekin 2008), a także finalistka wielkoszlemowego turnieju Australian Open 2009 w deblu (w parze z Niemką Kathariną Krüger) oraz zwyciężczyni i finalistka wielu międzynarodowych turniejów. W czerwcu 2006 roku osiągnęła 6. (najwyższą w karierze) pozycję w singlowym rankingu ITF. Jest ponadto wielokrotną mistrzynią Polski, zarówno latem, jak i zimą (11 razy z rzędu).

Bardzo wysoko w światowej hierarchii plasowali się również Piotr Jaroszewski – na 14. pozycji w singlu (sierpień 2009) i 11. w deblu (lipiec 2001) oraz Kamil Fabisiak – na 16. w singlu (styczeń 2017) i 18. w deblu (lipiec 2017) – który od kilku lat nadaje ton rywalizacji „wózkarzy” w Polsce. Pierwszy tytuł mistrza kraju zawodnik Stowarzyszenia Integracyjny Klub Tenisowy Płock zdobył w 2011 roku, potem powtórzył ten sukces w 2013, a od 2015 wygrywa już bez przerwy...

Nasz tenis na wózkach wykreował sześcioro paraolimpijczyków: Tadeusza Kruszelnickiego (1996, 2000, 2004, 2008, 2012 i 2016), Piotra Jaroszewskiego (1996, 2000, 2004, 2008 i 2012), Albina Batyckiego (2004, 2008 i 2012), Kamila Fabisiaka (2012 i 2016), Agnieszkę Bartczak-Wysocką (2004 i 2008) oraz Jerzego Kulika (2004).

Sztandarową imprezą polskich „wózkarzy” jest rozgrywany od 1995 roku Płock Orlen Polish Open – turniej wymyślony przez Piotra Jaroszewskiego, a organizowany przez niestrudzonego Wiesława Chrobota.

 

Zdobywcy srebrnego medalu DMŚ w Nowej Zelandii 2004 – od lewej: trener Witold Meres, Albin Batycki, Piotr Jaroszewski, Tadeusz Kruszelnicki i stojący za Piotrem prezes ITF Francesco Ricci Bitti.